sobota, 2 kwietnia 2016

Rozdział szósty





"And there's a war 
between my head and my heart
And I don't know 
which side to take"




POTRZEBUJĘ CIĘ.
   Potrzebuję Cię, a Ciebie nie ma. Tyle czasu już minęło, a ja dalej nie wiem, gdzie jesteś. Nie dajesz mi żadnego znaku życia. A ja się głowię, co się z Tobą dzieje, czy jesteś bezpieczna. Martwię się o Ciebie, Rito, cholernie się martwię. Wróć choć na chwilę i powiedz, że jest dobrze.
   Ranek po imprezie był ciężki, przynajmniej dla tych, którzy w niej uczestniczyli. Trener śmiał się z Freitaga i Wanka, kiedy przyszli na śniadanie otuleni kocami i w okularach przeciwsłonecznych na nosach. Z wielką trudnością trafiali (a raczej nie trafiali) łyżkami do swoich ust. Ja sam miałem z nich niezły ubaw. Po dwóch piwach czułem się świetnie, a oni ewidentnie przesadzili.
   Po śniadaniu ruszyliśmy w drogę do Garmisch-Partenkirchen na kolejny zawody, ja busem z chłopakami, a Ty zabrałaś się z moją rodzinką. Przez całą drogę pisaliśmy ze sobą esemesy, choć ta nie była długa. Severin, który siedział obok, czasem zerkał mi przez ramię i posyłał jakieś głupie teksty. "Ale cię wzięło.", "Zakochane szczeniaki.", "Andi, co ci się ta twoja buźka tak śmieje?". Dzielnie znosiłem jego zgryźliwe uwagi, wiedziałem przecież, że nie mają one w żaden sposób mnie urazić. Severin to dobry kumpel. Z naszej bandy, to on zawsze ma łeb na karku. Z nim mogę szczerze i normalnie pogadać, bo on ma najwięcej pod czaszką z całej tej zgrai debili. Los chyba obdarował mnie najlepszymi osobami, jakie kiedykolwiek mogłem spotkać; kochającą rodziną, najbardziej zgraną paczką kumpli, przyjaciółmi, na których mogłem liczyć o każdej porze dnia i nocy i Tobą. Najlepszą, najwspanialszą, najcudowniejszą, jedyną... Och Rito, gdzie jesteś?
   Pamiętam rozmowę z Agnes tuż po przyjeździe do Ga-Pa. Rozmowa ta nie należała do najprzyjemniejszych. Moja ówczesna dziewczyna uważała, że poświęcam jej za mało czasu, a cała moja uwaga skupia się na Tobie. Miała rację, wtedy byłem dla niej oschły i nieczuły. Zacząłem ją przepraszać, choć w myślach układałem już formułkę, jak jej powiedzieć, że pokochałem Ciebie. Uspokoiłem ją trochę, ale wiedziałem, że nie na długo. Przecież na krótko po tym zraniłem ją najbardziej na świecie. Czułem się jak podły drań. Wróć, ja byłem podłym draniem. Ale miłość nie wybiera. Miałem Ciebie.
   W mojej głowie panował jeden wielki bałagan. Uczucia mną targały. Odnosiłem wrażenie, że ten ktoś z góry sobie to wszystko zaplanował i teraz się ze mnie śmieje, że nie umiem temu sprostać. To, co ja przeżywałem to za dużo jak na jednego człowieka. Jak miałem ogarnąć swoje emocje i do tego jeszcze dobrze skakać? Turniej Czterech Skoczni nie jest łaskawym turniejem. Wystarczy jeden błąd i już nie ma cię w grze. A ja popełniłem tych błędów za wiele. Za wiele w turnieju i za wiele w życiu.
   W nocy przed konkursem napisałaś do mnie esemesa, że chcesz porozmawiać. Wymknąłem się dyskretnie z pokoju, żeby nie obudzić pochrapującego Richarda i skierowałem się do wind, bo przecież mieszkałaś dwa piętra wyżej. Zapukałem delikatnie do drzwi Twojego pokoju o numerze 505 i czekałem, aż staniesz w nich i powitasz mnie w jakiś ciekawy sposób. Jednak Twoje ciche "Proszę" zaniepokoiło mnie. Coś się stało, czułem to. Uchyliłem lekko drzwi i wślizgnąłem się do pomieszczenia. Siedziałaś na łóżku, tyłem do mnie. "Rita?". Szybko pokonałem dzielący nas dystans i przykucnąłem obok Ciebie. "Co się dzieje?". Siedziałaś z opuszczoną głową, wspartą o ręce, które trzymałaś na kolanach. Twój wzrok utkwiony był w podłodze. "Rita?". Uniosłem Twój podbródek i zmusiłem, żebyś na mnie spojrzała. Twoje smutne oczy spowodowały, że na moje serce spadł ciężki głaz, którego nie mogłem w żaden sposób unieść i odrzucić na bok. Twoje smutne oczy przysporzyły ból i mnie. Głaskałem Cię po włosach i czekałem, aż coś powiesz. Nie chciałem na Ciebie naciskać. Zabrałaś ze swojej głowy moją dłoń, ujęłaś ją w Twoje małe, delikatne rączki i wreszcie się do mnie odezwałaś.
   "Proszę cię, wysłuchaj mnie teraz i nie przerywaj mi". Zrobiłaś krótką pauzę, a ja kiwnąłem głową na znak potwierdzenia. "Dobrze wiesz, że to, co między nami się wydarzyło, nie powinno mieć w ogóle miejsca. Głupie uczucia zmąciły nam w głowach." Zacisnęłaś powieki, a gdy je z powrotem uniosłaś, łza spłynęła po Twoim rumianym policzku. "Musimy o tym zapomnieć. Zdajesz sobie sprawę z tego, że krzywdzisz Agnes? Że oboje ją krzywdzimy? Ja nie chcę jej krzywdzić, nie chcę, żeby przeżywała to, co ja przeżywałam kilka miesięcy temu. Czuję się jak ostatnia szmata, ona jest obok, a my robimy jej takie świństwo. Dwie najbliższe jej osoby. Historia lubi się powtarzać.". Podeszłaś do okna i zaczęłaś przyglądać się nocnej panoramie Garmisch-Partenkirchen. "To jest złe, Andreas. Nie możemy jej tego zrobić. Cholera, weszłam w wasze życie z buciorami i teraz rozwalam wam wasze szczęście. Andi, ja...". Twarz ukryłem w dłoniach, usłyszałem wiele słów, które zraniły ten kawałek mięsa, znajdujący się między płucami. Usiadłaś na dywanie tuż obok mnie. "Wyjadę." Spojrzałem na Ciebie z przerażeniem. Jak to wyjedziesz? Już chciałem się odezwać, powiedzieć, że się nie zgadzam, ale nie pozwoliłaś mi na to. "Tak będzie lepiej dla nas wszystkich. Spróbuj naprawić to, co było między wami, zanim się pojawiłam i zniszczyłam wszystko, dobrze? Wyjadę, zniknę z waszego życia i między wami się ułoży." Podniosłem wzrok na Ciebie. Nie wierzyłem w to, co mówiłaś. "Nie wyjeżdżaj, nie rób mi tego." Byłem zrozpaczony, naprawdę chciałaś mnie opuścić. "Mam do ciebie tylko jedną prośbę." Niecierpliwie oczekiwałem, aż mi ją wyjawisz. Ostatnia prośba, którą chciałaś, żebym spełnił. "Pocałuj mnie ten ostatni raz i idź.". Nawet nie wiem kiedy moje usta odnalazły Twoje. Ogarnęła mnie szalona potrzeba bycia przy Tobie, przytulania Cię, obdarowywania Twoich ust pocałunkami. Ale spełniłem Twoją prośbę. Wyszedłem z pokoju i postanowiłem udać się na świeże powietrze. To było nasze pierwsze ostatnie pożegnanie.
   Wyjadę. To słowo nie dawało mi spokoju. Cały czas do mnie wracało jak bumerang. Ty też wróciłaś i ponownie mnie opuściłaś. Dlaczego?
DLACZEGO ODESZŁAŚ?

~*~



Cześć kochane!
Nawet nie wiecie, jak trudno pisało mi się ten rozdział. Jest on najdłuższy jak do tej pory, ale jakościowo nie jest górnolotny. 
Nie chcę powiedzieć, że straciłam wenę na to opowiadanie. Wszystko w głowie mam starannie ułożone, ale... Nie wiem, chyba za bardzo przytłoczyły mnie ból i cierpienie Andreasa. Gdy piszę tu każde pojedyncze słowo, wszystkie jego uczucia czuję tak bardzo mocno, jakbym sama to przeżywała. 
Muszę chyba dać odpocząć sobie (i Andiemu) od tego smutku.
Nie zawieszam tego opowiadania. Co to, to nie! Po prostu musicie dać mi troszkę czasu i w końcu wrócę. Może za miesiąc, może za dwa...
Przepraszam wszystkie czytelniczki, które tak niecierpliwie czekają na powód odejścia Rity. Obiecuję Wam, że go poznacie, ale dopiero za jakiś czas.
Jeju, ale się rozpisałam... No nic. Może spodobała Wam się szóstka, może nie? Ocenę pozostawiam Wam.
Jeżeli chcecie jeszcze czytać coś ode mnie, to zapraszam do Manuela i Ines, tam będę teraz. A w przyszłości pojawi się coś TUTAJ oraz TU. Na razie możecie zapoznać się z bohaterami i zaobserwować blogi (jeśli oczywiście będziecie chciały). :)

Buziaki ;*